25 wrz 2015

Chapter 2

ROZDZIAŁ 3 - 5 KOMENTARZY
___
Przestrzeń powoli przestawała przewijać się w tył i dziewczyna poczuła jak samochód się zatrzymuje. Westchnęła cicho, po czym spojrzała na telefon. Lekko pociągnęła za chromową klamkę.

- Będę na parkingu... - powiedział chwilę przed zatrzaśnięciem się drzwi pojazdu. Brunetka prawie nie zauważalnie przytaknęła. Zrobiła to raczej w odruchu, aniżeli zgodzie na wyblakłe słowa.

Lekko odwróciła się, słysząc za sobą pisk odjeżdżającego Bentleya. Ponownie westchnęła. Wolnym krokiem poczęła kierować się w stronę wysokiego budynku.

Po chwili znajdowała się już w środku. Bezgłośnie mijała zatłoczony korytarz, nie zwracając na siebie zainteresowania żadnej osoby. Nie lubiła być w centrum uwagi. Nie potrzebowała tego.

Wsadziła dłoń we wnętrze czarnej torebki, by chwilę później wyjąć z niej srebrny kluczyk. Delikatnie przekręciła nim w żelaznej kłódce, po czym otworzyła drzwi błękitnej - ciemno błękitnej - szafki. Powoli sięgnęła ręką po gruby podręcznik i wsunęła go pod pachę. Chwilę siłowała się z uporczywym zamkiem, lecz na szczęście nie trwało to zbyt długo. Kolejny raz westchnęła, po czym skierowała się w stronę sali biologicznej.

Wolno szła przed siebie rozglądając się po jasnym korytarzu. W tamtej chwili jakoś wyjątkowo ją interesował - chociaż od ostatniego roku chyba nie zmienił się aż tak bardzo. Miała świadomość, że zna go idealnie. Każdy milimetr.

Nagle zatrzymała się. Tylko nie to, pomyślała. Ten dzień zdawał się stawać coraz gorszy.

Nabrała powietrza w płuca i lekko się pochyliła, po czym spiesznym krokiem ruszyła przed siebie. Miała nadzieję, że jej nie zauważy. Nadzieja matką głupich.

- Violu! - krzyknął za nią. Lecz ona nie odwróciła się. Jeszcze bardziej przyspieszyła kroku, mało co nie potykając się o ławkę torującą jej drogę.

Szybko usiadła na krześle, kładąc podręcznik na drewnianej płycie. Dała radę. Nie było tak źle. Teraz pozostało jej tylko pięć lekcji i nie całe dziesięć miesięcy niepostrzeżonego przebiegania przez korytarz. Schowała twarz w dłoniach.

~*~

- Chyba o piętnastej... Albo czternastej... - zawahała się. - Nie pamiętam... W każdym bądź razie... Mogłabym się zerwać z jakichś dwóch ostatnich lekcji - powiedziała wolno.
- Chcesz opuścić zajęcia w pierwszy dzień? Chyba mam na ciebie zły wpływ... - zaśmiał się.
- To przecież nic takiego strasznego, a moglibyśmy spędzić trochę więcej czasu razem...
- Czy ty próbujesz mnie przekupić? - spytał spokojnym głosem.
- Możesz nazywać to jak chcesz... Po prostu... Zyskałbyś wiele korzyści gdybym przyszła do ciebie troszkę wcześniej... - tajemniczo kierowała słowa przez słuchawkę, wprost do jego ucha.
- Wiesz, że nie potrafię ci odmawiać... - odrzekł sztucznie zrezygnowanym głosem.
- Powiedzmy, że zdaję sobie z tego sprawę... - zaśmiała się lekko, jednocześnie przygryzając dolną wargę. - Do zobaczenia o pierwszej... - powiedziała, po czym rozłączyła się i włożyła czarny telefon do wnętrza jeans'ów.

Wolno szła przed siebie, pewnie stawiając każdy, kolejny krok. We wszystkich czynnościach, które wykonywała - nawet tak błahych, jak przemierzanie szkolnego placu, czy korytarza - starała się okazywać swoją niezależność. W jej życiu nie było miejsca na słabości. Była silna i samowystarczalna. Albo przynajmniej zawsze starała się taka być i tak zawsze postrzegali ją inni.

Zdecydowana minęła frontowe wrota, po czym udała się schodami na drugie piętro budynku. Leniwie kroczyła przez ciasny - w tamtej chwili - hol, jednocześnie wzrokiem szukając swojej szafki. Na szczęście jej poszukiwania nie trwały długo. Na szczęście.

Zaśmiała się cicho, po czym zerwała białą kartkę z żółtych drzwiczek, zmięła ją i wrzuciła do środka torebki.

"Witaj, dziwko"

Bardziej oryginalnie się nie dało?

- Hola, hermanita - powiedział tuż przy niej, a ona lekko się wzdrygnęła.
- Hola, Abri... - odpowiedziała, a kąciki jej ust delikatnie się uniosły.
- Wystraszyłem cię? - zaśmiał się.
- Może troszkę... - również odpowiedziała lekkim chichotem. Wolno przeniosła wzrok na skórzany futerał - Jeszcze ci się nie znudziła?
- Nigdy mi się nie znudzi - uśmiechnął się. - To druga najważniejsza kobieta w moim życiu...
- Ja zajmuję pierwsze miejsce, tak? - spytała retorycznie.
- No wiesz... Zawsze liczyły się dla mnie tylko dwie chici... Skoro jedną z nich jest gitara, to... Tak, masz rację... - znów się zaśmiał.
- Cóż... To chyba dobrze, że znalazłeś kobietę swojego życia, ale nie uważasz, że lepiej byłoby nie przyprowadzać jej tutaj? - siliła się o delikatność.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Chcesz mieć wyrobioną opinię "tego z gitarą"? - zapytała, jednocześnie wyjmując podręcznik z szafki.
- A co w tym złego? Przynajmniej będę rozpoznawalny - powiedział zabawnie.
- O ile już nie jesteś... - odparła pretensjonalnie. Schowała kluczyk do kieszeni.

Po chwili do ich uszu dotarł drażniący dźwięk dzwonka. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko do bruneta, po czym skierowała się w stronę sali językowej.

~*~

- Dzisiaj porozmawiamy o Wielkiej Reformie Teatru - powiedziała niska blondynka, po czym zapisała temat lekcji na tablicy.

Chłopak powoli przeniósł swój wzrok na brunetkę siedzącą w pierwszej ławce. Często lubił wpatrywać się w nią tak bezczynnie. Najczęściej kiedy ona sama o tym nie wiedziała. Mogłaby uznać go za dziwnego... Chociaż chyba już i tak za takiego go miała.

Właściwie nigdy nie rozumiał - i przeczuwał, że nigdy nie zrozumie - dlaczego tak bardzo go nie lubiła. No dobrze... Gapienie się na nią zawsze, kiedy przebywali w jednym pomieszczeniu wcale nie stawiało go w dobrym świetle, ale jak mógłby się powstrzymać? Uważał ją za idealną... Pod każdym względem. Miała takie cudowne, duże, błyszczące oczy, że kiedy przypadkiem na niego spoglądnęła czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Może było to trochę dziwne, ale całkowicie prawdziwe. Uwielbiał też jej długie, ciemno czekoladowe włosy, zawsze idealnie układające się na jej obojczykach. Zdawało mu się, że nigdy nie spotkał tak pięknego stworzenia w swoim życiu i pewny był, że nie będzie dane podziwiać mu kogoś bardziej urodziwego.

Ale jej piękno nie było jedynym powodem jego uczuć w stosunku do niej. Podziwiał ją również za jej inteligencję. Mimo, że zawsze wybierała ambitnie swoje zajęcia - o czym przekonał się na własnej skórze -, to nigdy nie zdarzyło jej się być nie przygotowaną - co w jego rozumieniu nauki wydawało się rzeczą niemożliwą. Była bardo inteligentna i w przeciwieństwie do niego uczenie się nie sprawiało jej żadnych większych kłopotów.

Mimo wszystko nie znał jej za dobrze. No bo jak mógłby ją poznać, skoro ona przy każdej sposobności odpychała go najdalej, jak tylko potrafiła. Czasem myślał o tym, jak bardzo chciałby z nią porozmawiać, dowiedzieć się o niej czegoś więcej... Jednak zdawał sobie sprawę z tego, że do ich rozmowy - przynajmniej w obecnych okolicznościach - nie dojdzie.

- Jak tam samopoczucie? - wyszeptał, zbliżając się do niej, lekko kiwając na nodze krzesła. Nie usłyszał jednak żadnej odpowiedzi - U mnie też... - zaśmiał się. Cicho nabrał powietrza w płuca - Wiesz... Tak myślę...
- Verdas, czy ty się nigdy nie uspokoisz? - spytała drażliwie pani Greene, a on szybko cofnął się do tyłu, uderzając metalowym bokiem krzesła o podłogę. - O czym przed chwilą powiedziałam?
- E-e... No o... Teatrze, prawda? - zaczął się jąkać, na co większość uczniów zaśmiała się stłumionym głosem.
- A dokładniej? - nauczycielka oparła się plecami o jasne biurko, krzyżując ręce na piersi.
- O... Wielkim teatrze? - próbował się ratować. Profesorka westchnęła.
- Nigdy się nie zmienisz, co? - przyłożyła dłoń do skroni. Leon poczuł, że to pytanie retoryczne i że wcale nie musi na nie odpowiadać.

Kilka minut po tej krótkiej dyskusji w klasie rozbrzmiał wyczekiwany przez chłopaka dzwonek. Szatyn szybko wstał, po czym zaczął kierować się w stronę wyjścia z klasy. Zatrzymał go jednak głos nauczycielki.

- Leon... Zostań chwilę... - westchnął cicho, słysząc te słowa i w duchu przygotowywał się na najgorsze.
- Tak, pani profesor... - po chwili pomieszczenia opustoszało. - A więc... coś się stało?
- Chyba nie chcesz powtórki z tamtego roku, prawda? - chłopak przytaknął głową. - Chciałabym wierzyć, że to prawda... - uśmiechnęła się, trochę z przerażeniem. Chwilę później powiedziała - Dobrze... Możesz iść... - widocznie ucieszył się na jej słowa. - Ale chyba nigdy nie zrozumiem, czemu dobrowolnie przychodzisz na te zajęcia...
- Miłości nikt nie zrozumie... - uśmiechnął się, po czym wyszedł z sali, zostawiając nauczycielkę w lekkim zdziwieniu.

Chwilę później znajdował się już obok niskiej, czarnowłosej dziewczyny.

- Nath... Pożyczysz... - zaczął.
- Masz... - powiedziała, wyciągając w jego stronę kilka zapisanych kartek.
- Jesteś wielka... - uśmiechnął się, biorąc w rękę notatki.

Spiesznym krokiem szedł przed siebie, aby po chwili już znajdować się przed wejściem do budynku. Rozglądnął się dookoła. Może jeszcze nie wyszła? Postanowił poczekać.

Wyjął z kieszeni biały smartfon, po czym spojrzał na wyświetlacz. Cicho westchnął, jednak moment później na jego twarzy znów pojawił się uśmiech. Chwilę stał w milczeniu, czekając na jakiś gest z jej strony. Ona jednak gdy tylko go spostrzegła postanowiła zmienić kierunek swojej drogi. Leon szybko pobiegł w jej stronę, żeby chwilę później już stać obok niej.

Ona nie była chyba jednak zadowolona z takiego obrotu sprawy.

- Hej... - powiedział, patrząc jej w oczy.
- Hej... - odpowiedziała krótko, odwracając się i ruszając do przodu.
- Poczekaj... - złapał jej dłoń i przez chwilę poczuł lodowaty chłód jej palców. Trwało to jednak tylko chwilę, ponieważ dziewczyna szybko wyrwała swoją rękę, odruchowo zwracając się w jego stronę - Nie chciałabyś... Może cię podwieźć...? - zapytał niepewnie.
- Nie, dzięki... - odparła szorstko.
- Na pewno? Bo wiesz... To dla mnie żaden problem... Wręcz przeciwnie. A chyba nie masz z kim jechać, prawda? - lekko uniósł kąciki ust.
- Nie potrzebuję podwózki... - skarciła go groźnym spojrzeniem.
- To może... Razem gdzieś się przejdziemy? - nie przestawał się uśmiechać.
- Zostaw mnie... - powiedziała trochę zdenerwowana, po czym poczęła kierować się dalej w stronę parkingu.

Westchnął lekko, nadal się uśmiechając. Postanowił, że odpuści. Dzisiaj.

~*~

- Która teraz lekcja, Cam? - spytała, po czym ziewnęła krótko.
- Siódma - ta uśmiechnęła się. - Mam geometrię.
- Zdaje się, że chyba drugą dzisiaj, prawda?
- Tak - odparła, zadowolona.
- Zapomniałam, że jesteś Juniorem, ty kujonie...
- Uwielbiam geometrię - powiedziała.
- Wiem, wiem, Cam. A ja... już skończyłam - uniosła brwi w akcie dumy. - Zmywam się stąd. Do jutra, stara - mrugnęła do niej. Możesz do mnie wpaść, wieczorem.
- Nie wiem, czy dam radę, ale spróbuję - uniosła kąciki ust. - Do zobaczenia.

Zadowolona brunetka szybkim krokiem udała się w stronę szafki, z której wyjęła skórzaną kurtkę. Założyła ją sobie na ramiona, po czym ruszyła w kierunku wyjścia.

- Wreszcie wolność - powiedziała do siebie.

Nie odwracając się minęła bramę szkoły. Już chciała przejść przez pasy, gdy jej wzrok nagle zatrzymał się na czymś, a raczej na kimś. Poprawiła torbę na ramieniu. Chwilę później stała już obok czarnego motocyklu.

- Twój? - spytała, wyraźnie zszokowana.
- Wiedziałem, że ci się spodoba - skrzyżował ręce na piersi.
- Jest rewelacyjny - przyglądała się maszynie z nieukrywanym podziwem. - Idealny.
- Specjalnie dla ciebie. Tym razem chyba nie będziesz się wstydziła na niego wsiadać.

W tamtym roku motocykl Maxi'ego miał czerwony kolor. Natalia nienawidziła go przez to do tego stopnia, że nie często miała ochotę na nim jeździć. Jak można pomalować taką maszynę na czerwono?! Czerwony... straszny kolor... Tak naprawdę, trudno było jej powiedzieć, dlaczego tak go nie lubiła, ale... chyba chodziło o to, że reprezentował sobą dwie odległe skrajności. Krew - okrutna brutalność; i miłość - zbyt idealna emocja. Zbyt idealna, żeby była prawdziwa.

- Wiesz... - powiedziała. - Tak się składa, że właśnie szukam podwózki,  przystojniaku - uśmiechnęła się, po czym poprawiła kołnierz jego kurtki skórzanej.
- Zostaw - chwycił jej rękę. - To tak było specjalnie.
- Wyglądałeś, jak pacan - zaśmiała się.
- Wcale nie...
- Tak - pogłębiła uśmiech.
- Wsiadasz, czy mam ruszać bez ciebie? - spytał, unosząc kąciki ust.
- Już wsiadam - powiedziała - Ty brutalu.

Ubrała kask na głowę i usiadła na czarnej Cagivie. Następnie zaplotła swoje dłonie na klatce chłopaka. Motocykl ruszył. Ach! Jak ona uwielbiała te emocje. Powiew niezwykłej świeżości i ogromna dawka adrenaliny. Tak długo tego nie doświadczała. Całe dwa miesiące. I o dwa miesiące za długo. Teraz jednak będzie miała sporo czasu, żeby nadrobić stracony czas.

- Jutro czekam pod szkołą - powiedziała, gdy byli już na miejscu. - I nie chcę słyszeć sprzeciwu.

Zdjęła swój kask, potem kask chłopaka.

- Czekaj... Co robisz? - zaprotestował.
- Wiesz... Miałam zamiar pocałować cię w policzek na pożegnanie, ale twój sprzeciw uświadomił mi, że tak robią te wszystkie pomponiary, więc chyba się powstrzymam - przygryzła dolną wargę.
- Jeśli... - popatrzył na nią tępo.
- Spotykasz się dzisiaj na torze z chłopakami? - doszczętnie zmieniła temat.
- T...tak - wrócił "na ziemię". - A co?
- Powiedz im, że jeśli w niedługim czasie mnie nie przewiozą, to skopię im dupska tak, że mnie popamiętają - zaśmiała się, on odpowiedział jej delikatnym uniesieniem kącików ust.

Pobiegła do swojego domu i pomachała mu ręką na do widzenia. Oprócz Cami zdecydowanie był jej najlepszym przyjacielem.

~*~

- Erica! - krzyknęła.

W przeciągu kilku sekund pobiegła do niej średniego wzrostu, szczupła blondynka.

- Cześć, kochanie - uśmiechnęła się i przyjacielsko ją przytuliła. - Jak tam? Lepiej już?
- Tak, trochę lepiej. - odpowiedziała ta.

Wcale nie jest lepiej... - dodała w myślach.

- Ale wyglądasz jakoś gorzej, niż zazwyczaj...
- Gorzej? Jak to? - dyskretnie wyjęła ze swojej torby małe lustereczko.

Rzeczywiście wyglądała gorzej. Ale nie chodziło o rozmyty makijaż, ani źle dobrany podkład. To było coś więcej. Brakowało na jej twarzy jednego, głównego elementu, który w gruncie rzeczy stanowi cały jej charakter. Brakowało na niej radości. Teraz była to po prostu piękna twarz bez wyrazu. Smutna, samotna... opuszczona? W każdym razie, zupełnie inna, niż zazwyczaj.

Opuściła bezwładnie lusterko. Przez chwilę czuła się jakoś dziwnie, jakby... bezsilnie? Spojrzała jeszcze raz na Ericę. Ta uśmiechnęła się ciepło.

- Nie martw się, wszystko się jeszcze ułoży - powiedziała. - Za kilka tygodni na pewno znów będzie, jak dawniej.

Włoszka tylko pokiwała lekko głową. Następnie nabrała powietrza w płuca i po raz kolejny nadstawiła zwierciadło przed twarzą.

A może ja nie chcę, żeby było tak, jak dawniej... - przeszło jej przez myśl.

- Tak... - powiedziała jednak. - Masz rację. Niedługo wszystko wróci do normy.

Mówiąc to, automatycznie się uśmiechnęła. I nie chodziło o pozytywne przesłanie tego zdania, ale o jego ironiczny przekaz, w porównaniu z jej sytuacją. Co normalnego jest w związku, w którym dziewczyna przez kilka miesięcy jest zdradzana i nie ma o tym najmniejszego pojęcia? To rozważanie rozbudziło na jej twarzy jeszcze większy uśmiech. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie było w tym nic zabawnego, ale nie wiedzieć dlaczego, ciągle miała wielką ochotę się zaśmiać. Zawsze tak było. W jej głowie wszystkie sytuacje wyglądały jakoś tak weselej. Być może było to spowodowane jej radosnym usposobieniem, ale dawało ono jej możliwości przekształcania wszystkich przykrych sytuacji na coś wesołego i przemalowywania ich na jaskrawe kolory.

- Od razu lepiej - zwróciła się do niej Erica. - Teraz wyglądasz ślicznie.
- Trzeba dobrze wyglądać na posadzie kapitana cheerleaderek - uśmiechnęła się uroczo.
- Widzisz... Jednak jestem dobra w pocieszaniu ludzi. Tylko często nie mam ochoty ich pocieszać.

Tymi słowami skończyła się ich rozmowa, ponieważ chwilę później rozbrzmiał ton dzwonka. Pasquarelli oddaliła się od swojej przyjaciółki i nieśpiesznym krokiem podążyła na kółko teatralne. Tym razem lekcja biegła jej bardzo szybko. Zajęcia były nadzwyczaj ciekawe, a poza tym doprawdy nie brakowało na nich przystojnych facetów, wpatrzonych w nią. Przystojnych i mniej przystojnych.

Po skończonej lekcji postanowiła udać się do szatni, żeby zabrać swój strój cheerleader'ski. Za chwilę dwie godziny treningu, więc trzeba się przygotować. Zeszła do podziemi szkoły, gdzie w obszernym pomieszczeniu znajdowały się poustawiane rzędy szafek szkolnych. Podeszła do numeru 215 i wyjęła z torby kluczyk, który później przekręciła w miniaturowej furtce. Szafka się otworzyła, a ona poczęła przeszukiwać ją w zamiarze znalezienia wspomnianego stroju. Natknęła się przy tym na masę kosmetyków i książek, które przytaszczyła tu dzisiaj rano. Na szczęście po kilku minutach jej poszukiwania zakończyły się i mogła bez oporu wsadzić kostium do torby. Zamykając szafeczkę, jej uszy dobiegł znajomy lekko skrzeczący głos.

- Soleil! Wreszcie cię widzę! - krzyknęła dziewczyna, stojąc we framudze drzwi.
- Alex? - podeszła bliżej. - Całe wakacje nie słyszałam tego twojego głosiku. Opowiadaj, gdzie byłaś.
- Szczerze? - zrobiła lekko poirytowaną minę.
- Jasne - uśmiechnęła się.
- Rodzice kazali mi spędzić całe wakacje na babci na wsi. Nienawidzę ich za to.
- Biedactwo ty moje... - przytuliła ją. - Tęskniłam za tobą. Erica zresztą też.
- Ja też za wami tęskniłam. Idziesz na trening?
- Tak. Właśnie się tam wybieram.
- To chodźmy...

Alexandra była dość wysoką siedemnastolatką, należącą do drużyny cheerleader'skiej. Miała długie i zadbane brązowe włosy, opadające na ramiona gęstymi puklami. Warto wspomnieć, że bardzo sztywne włosy. Dziewczyna za nic w świecie nie mogła ich podkręcić, ani nawet pofalować. Niezależnie od tego, ile lakieru by na nie nałożyła, one ciągle były proste. Wyglądały co prawda bardzo ładnie, ale Alex zawsze chciała mieć loki, więc nie była z nich zbytnio zadowolona. Za to z oczami nie miała najmniejszego problemu. Zielone tęczówki świeciły radośnie na każdego, kto w nie spojrzał. Długie i gęste rzęsy stanowiły dla nich pewnego rodzaju zasłonę. Były naprawdę piękne. No cóż... może nie tak piękne, jak oczy Soleil, ale mimo to, prawie idealne. Dokładnie wyregulowane brwi i opalona karnacja stanowiły dopełnienie wszystkiego. Problem tkwił tylko w jej głosie. Był odrobinę skrzekliwy i odpychający. Co prawda, można się było do niego przyzwyczaić, ale nie robił zbyt dobrego pierwszego wrażenia. Wynikało to z wielu operacji na nos. Dziewczyna urodziła się bowiem z przekrzywioną przegrodą. Mocno przekrzywioną. Początkowo była zdesperowana skutkiem ubocznym operacji, ale jakiś czas później przyzwyczaiła się do swojego skrzeku. Figura nastolatki była nienaganna. W innym przypadku na pewno nie dostałaby się do drużyny. Ogółem, Alex wyglądała bardzo ładnie. Nie idealnie, ale ładnie. Mimo to, obecnie nie miała żadnego partnera, choć Soleil mogłaby sobie rękę uciąć, że wielu ubiega się o jej względy.

Kilka chwil później dziewczyny dotarły na salę treningową. W tym samym momencie odbywały się treningi futbolowe, ale na całe szczęście za ścianą. Soleil mogła swobodnie ćwiczyć układy, razem z innymi dziewczynami, nie martwiąc się, że spotka kogoś niepożądanego. I tak, jak myślała, nie spotkała dzisiaj Clementa. Na całe szczęście. Po udanym treningu wróciła do domu.

~*~

Dopiero pierwszy dzień szkoły, a już tyle zadań domowych. Przetarła czoło ze zmęczenia i zamknęła książkę do historii Ameryki. Jeszcze tylko angielski i algebra. Westchnęła w duchu. Siedzi tu już od dwóch godzin i bez przerwy studiuje coraz to dłuższe i trudniejsze treści. Przez chwilę pomyślała o tym, jak bardzo chciałaby się stąd wyrwać. Zatrzymała jednak swoje rozważania w momencie, w którym uświadomiła sobie, że nie jest to prawdą. Doskonale wiedziała, że nie byłaby szczęśliwsza, wychodząc z tej masy książek do jakiegokolwiek innego miejsca. W gruncie rzeczy najbardziej z wszystkich zajęć na świecie, lubiła się uczyć. Chociaż jeszcze kilka lat temu powiedziałaby coś zupełnie innego. Nie pomyślałaby nawet, że kiedyś będzie spędzać tyle czasu sam na sam z furą książek. No ale cóż... Życie lubi płatać figle. Od pewnego momentu dziewczyna przestała wychodzić ze znajomymi i zaczęła zabiegać o swoją edukację, co okazało się dla niej całkiem interesujące. Odkryła swoją miłość do lektur i teraz jest jedną z najlepszych osób w szkole. Głównie z przedmiotów ścisłych. Co prawda, nie ma zbyt wielu przyjaciół, ale to z innego powodu. Co oczywiście nie znaczy, że utrzymuje z kimkolwiek wrogie stosunki. Tak nie jest. Ma po prostu jedną najlepszą przyjaciółkę i tyle. Plus znajomych ze szkoły. Znajomych, których nie zna zbyt dobrze. Ale to jej w zupełności wystarcza. Lepiej być inteligentnym, niż lubianym. Lepiej się uczyć, niż spotykać z przyjaciółmi. Przynajmniej w jej opinii.

- Camila! - usłyszała krzyk swojej matki. - Chodź na obiad!
- Już idę, mamo! - odkrzyknęła.

Odstawiła na biurko książkę do angielskiego. Dokończy później. Zeszła kilka kroków po schodkach i zaraz znalazła się w limonkowo-zielonej kuchni. Po domu roznosił się intensywny zapach steku, przyrządzanego na grillu przez ojca.

- Więc stek? - spytała ruda, a żołądek aż ścisnął jej się z głodu.
- Tak - uśmiechnęła się matka. Następnie nałożyła jej na kawał mięsa dość sporo Sloppy Joe'a. - Kukurydzę?
- Nie. Dzięki, mamo.
- A ryż, albo makaron?
- Też nie - zaśmiała się. - Dziękuję.

Wzięła z rąk mamy porcję steku z sosem i poczęła iść do swojego pokoju.

- Nie jesz z nami? - usłyszała głos ojca za plecami. Odwróciła się.
- Nie dzisiaj. Mam bardzo dużo nauki - wytłumaczyła.
- Już od kilku tygodni jesz sama na górze. Ale masz wytłumaczenie, więc się nie czepiam - uśmiechnął się.
- Obiecuję, że w najbliższym czasie zjemy razem - odpowiedziała mu tym samym. - Ale nie dziś. Smacznego.

Szybkim krokiem podążyła schodami na górne piętro. Gdy już tam była, powoli usiadła na łóżku i popatrzyła na swój obiad błagalnie. Następnie odłożyła stek na stół i chwyciła w ręce książkę do angielskiego. Studiowała ją przez więcej niż pół godziny, aż wreszcie nauczyła się całego tematu na pamięć. Zadowolona odłożyła podręcznik do szuflady i zajęła się swoimi ulubionymi działaniami algebraicznymi. Zanim jednak to zrobiła, krzyknęła...

- Bach! - a w pokoju pojawił się śliczny pies rasy Beethoven. - No kto jest głodny?

Pies energicznie zamerdał ogonem a ona nakarmiła go swoim obiadem.

- Kochany... - powiedziała.

Zaszczekał wesoło, a ona wstała z łóżka i z talerzem w dłoni z powrotem podążyła w stronę kuchni.

- Dziękuję - powiedziała, podchodząc do matki, wkładającej naczynia do zmywarki.
- Smakowało? - spytała ta.
- Jasne, chociaż wydaje mi się, że trochę za słone - odpowiedziała. Mama zawsze przesalała.
- Ale tylko trochę - zaśmiała się.
- Tylko trochę - powtórzyła. - Idę do siebie.
- Dobrze, ale nie ucz się za dużo bez przerwy, bo wzrok ci się zepsuje.
- Mamo, czy widzisz to? - wskazała palcem na swoje okulary. - Nie musisz odpowiadać.

Za kilka minut znów siedziała przy biurku, pogrążona w równaniach matematycznych. I... tyle.

~~*~~

xPainter:
Witam wszystkich, kochani! Przepraszam, że tyle musieliście czekać na rozdział, ale rok szkolny się zaczął, co w moim przypadku jest równoznaczne z brakiem czasu i masą obowiązków. Piszcie w komentarzach, czy Chapter wam się podoba :) Mam nadzieję, że tak, bo włożyłyśmy w niego bardzo dużo pracy ^^ Czekam na komentarze ;)
P.S. Wiadomość dla osób, które pod poprzednim zostawiły kom. o treści "Wrócę": Mam nadzieję, że jeszcze wrócicie xD
Tak więc, to by było na tyle :) Do napisania (?) pod kolejnym xD
Pozdrawiam xPainter :*

warrior.:
Witajcie, Lamy!
Strasznie mi głupio, że musieliście tyle czekać... Nie obwiniajcie xPainter, to moja wina xD Niestety zmiana szkoły niesie za sobą konsekwencje. Mimo wszystko liczę, że Chapter się podoba :) Okropnie się przy nim wymęczyłam xD
Dodaję ten post bardzo późno, ale tym co jeszcze nie śpią życzę dobrej nocki ^^
P.S. Też mam taką nadzieję xD
Pozdrawiam warrior. x3

6 komentarzy:

  1. Jestem i postaram się wrócić <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przybywam z tak wielkim opóźnieniem, że aż mi wstyd, naprawdę. Tyle razy miałam tu przybyć i ciągle mi coś w tym przeszkadzało. Ale dotarłam i od razu biorę się za skomentowanie dwójeczki, która znowu niewiele mi rozjaśniła! :D
      Viola, Viola (pomińmy fakt, że już wiele razy pisałam, że nigdy za nią nie przepadałam xd), ale u was nie jest zła. Jest normalna, zwykła. I może dlatego pałam do niej, jakąś tam minimalną sympatią? Czy dobrze zrozumiałam, że Viola nie przepada za Leonem, a Leon podkochuje się właśnie w Fiolce? Tak wywnioskowałam, ale mogę się mylić i zaskoczycie mnie. Miałam w sumie dwa typy, albo Viola - bo włosy i oczy, a z drugiej strony może Cami, bo pisałyście,że dziewczyna jest inteligentna itd xD, ale właśnie brązowe włosy jakoś mi nie pasują, bo Cami jest ruda, ale nie ukrywam, że byłabym szczęśliwa, gdyby Lajon kochał się w rudzielcu. Wciąż nie zdradzicie, jakie pary dla nas szykujecie, co? A jeśli tak ładnie, ładnie poproszę? Chciałabym chociaż wiedzieć, czy jest szansa na moje ukochane połączenie :D
      A jeśli to Viola ucieka tak przed Leonem, to jest głupia, przecież chłopak nie gryzie:D
      Naty! Zupełnie inna niż w serialu, ale to mi się podoba. I do tego Maxi, więc na pewno będzie się działo. Zobaczymy, co tam dalej z tego wyniknie.Jakoś mi się nie wydaje, aby to była tylko przyjaźń, ale jest jeszcze Felipe, który pojawił się w poprzednim rozdziale i jakoś nie daje mi spokoju.
      Solei, ja mam tylko nadzieję, że ona raz na zawsze pośle tego kretyna na drzewo...Zasługuje na kogoś o wiele lepszego.
      Ruda, oj martwię się o Camilę coraz bardziej. Jej zachowanie jest już typowo anorektyczne, naprawdę. Mam cichą nadzieję, że rodzice w końcu to zauważą i zainterweniują póki nie jest jeszcze za późno. Albo Nata. Albo Leon, oj tu bym się cieszyła:D

      Kochane, czekam na kolejny! :D

      Usuń
    2. Nie mogę się doczekać ❤❤

      Usuń
  2. Hejka. Rozdział mega mi się podoba. Piszecie geeenialnie. Naprawdę cudnie. Mam tylko jedno pytanko
    wiem ze odp znajdę w 1 rozdziale ale nie chce mi się szukać XD czytałam go kiedyś i nie mg skojarzyć o kogo chodzi w 2 perspektywie? Czekam na next.

    LOVCIAM DIECESCE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W drugiej perspektywie pojawia się postać dodana przez nas do opowiadania :) Nazywa się Gabriela Mateo i jest siostrą Abrahama ;) Więcej o niej nie mogę zdradzić, ale zdjęcie możesz znaleźć w postaciach :)

      Usuń