3 sty 2016

Chapter 3

Cichutko otworzyła drzwi. Lekko zbliżyła się, opierając drobne ciało na drewnianej ramie. Przystawiła twarz jeszcze bliżej, starając się jak najbardziej wytężyć słuch. Skupiona wsłuchiwała się w każdy dźwięk, przerywając ciszę jedynie delikatnymi wdechami powietrza.

- Ślicznie wyglądasz... - usłyszała gruby głos ojca, który w tamtej chwili wydawał jej się naprawdę bliski, więc odrobinę się wzdrygnęła.
- Dziękuję... - tym razem ton był o wiele łagodniejszy. Kobiecy, uwodzicielski.
Jej oczy przez moment zabłysły. Wzięła głęboki oddech, wypuszczając powietrze przez lekko otwarte usta.
- Idziemy?
- Jasne...

 Usłyszała odgłos zamykanych drzwi. Spuściła powieki, a jej policzki powoli stawały się mokre. Zbliżyła dłonie do twarzy, chaotycznie ją wycierając, powoli rozmazując makijaż.


Wolnym krokiem skierowała się w stronę łazienki. Stanęła przed dużym lustrem, spoglądała w swoje odbicie. Kolejna łza spłynęła, niosąc za sobą falę nagłej rozpaczy. Odkręciła kran, zamoczyła ręce w letniej wodzie, ogrzewającej jej ciało. Przeniosła dłonie z powrotem na twarz, doszczętnie zmazując resztki czarnej kredki do oczu. Chwilę stała tak, w bezruchu, nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Następnie pochwyciła w dłoń delikatnie fioletowy ręcznik i wytarła nim oczy, oraz policzki. Potem odrzuciła go na ziemię. Dobre maniery.

Niechętnie wróciła do pokoju, który w tamtej chwili zdawał się być klatką przygotowaną właśnie dla niej. Właściwie często zdawał się nią być.

Powoli przeniosła wzrok na niewielkie biurko, stojące w prawym rogu pomieszczenia. Wzięła w dłoń mały, bladoróżowy zeszyt, cicho go przekartkowała. Lekko pokręciła głową i odłożyła go z powrotem. Następnie zdjęła ze stóp jasnobeżowe botki i rzuciła nimi na drugi koniec pokoju. Gwałtownie opadła na łóżko zatapiając twarz w miękkich poduszkach. Zamknęła oczy. Nie chciała myśleć, robiła to zbyt często. Próbowała zasnąć. I choć próby zatonięcia w snach (choć w jej przypadku były to raczej koszmary, aniżeli jakieś przyjemne wizje) trwały długo, w końcu się udało. Nie myślała.

~*~

Powoli wybudzając się, przechodząc ze snu w stan rzeczywisty poczuł na swoim torsie wolno przesuwające się dłonie. I byłoby to w stu procentach przyjemne, gdyby nie fakt, że dłoniom tym nie brakowało długich paznokci. Lekko przewrócił się na drugą stronę.

- Dzień dobry... - powiedziała cicho.
- Dzień dobry - odpowiedział krótko, jakby trochę zmęczony, tak blisko jej twarzy . Zmrużył oczy, po czym szybko położył swoje wargi na jej ustach, pokrytych resztkami mocno czerwonej szminki.

Następnie mocno oplótł ręce na jej plecach i przysunął ją ciasno do siebie.

- Jesteś cudowny... - westchnęła, nie odrywając się od niego. Mógł to skomentować, ale nie czuł takiej potrzeby. Bo z jego cudowności wszyscy zdawali sobie sprawę, była ona rzeczą oczywistą, więc po co miał to komentować?

Szybko obrócił się, aby po chwili znajdować się nad nią, coraz mocniej ją całując. Nie istniała żadna przestrzeń pomiędzy ich ciałami. Trwało to dłuższą chwilę, gdy nagle dobiegł go głośny dźwięk. 'You look so perfect standing there in my American Apparel underwear. And I know now, that I’m so down your lipstick stain is a work of art' Złośliwość rzeczy martwych.

- Czekaj... - powiedziała, delikatnie go odsuwając - choć 'delikatnie' było pojęciem względnym zważając na równo wyszlifowane szpony.
- Nie chcę czekać - gwałtownie chwycił za jej rękę, mocno przyciągnął do siebie, po czym wpił się w jej wargi. Całował szybko, brutalnie. Dziewczyna ustąpiła, lecz gdy sygnał ponownie się odezwał szybko założyła na siebie cienki, różowy szlafrok i skierowała się w stronę stołu, na którym znajdował się znienawidzony - przez niego - przedmiot.

Zrezygnowany, oraz zły ponownie opadł na twardą kanapę. Nie lubił kiedy mu się przerywało. Zwłaszcza w chwilach, gdy naprawdę podobało mu się to co robił.

W takich momentach czas wyjątkowo mu się dłużył. Nie preferował siedzenia bezczynnie, potrzebował jakiegoś zajęcia. Gdyby był to jakikolwiek inny dzień z pewnością teraz wracałby z porannego biegu, później brałby prysznic i pakowałby się na uczelnię. Ale nie... Dzisiaj była sobota, a w soboty jego jedynym zajęciem jest odpoczywanie... Ale dlaczego ona musi tak długo rozmawiać przez ten cholerny telefon?!

- Co chcesz na śniadanie? - zapytała, po około dwudziestu minutach (w jego mniemaniu była to co najmniej godzina)
- Nie jestem głodny - odparł krótko, trochę jak obrażone dziecko, któremu nie pozwolono zrobić czegoś, na co miało ochotę.
- Nie złość się... - wolno podeszła do niego, on się podniósł.
- Mówię po prostu, że nie jestem głodny - delikatnie usiadła na nim okrakiem, kładąc dłonie na jego lekko zarośniętej twarzy. I choć nadal był trochę zły, tym gestem w dużej mierze poprawiła mu humor.
- Przecież mamy jeszcze dużo czasu... - przyłożyła swoje usta do jego, lecz nie pozwolił jej przejąć inicjatywy. To on kierował sytuacją i nie pozwoliłby, żeby to się zmieniło. - A więc... Co chcesz? - zachichotała uśmiechnięta, ocierając swój nos o jego.
- Zaskocz mnie... - powiedział, po czym wolno opadł na płaskie oparcie i zaczął delikatnie bawić się paskiem od jej cienkiego nakrycia. Wolno zbliżyła się do niego.
- Postaram się... - wyszeptała w jego ucho, lekko je całując. Potem skierowała się w stronę kuchni.
- Tylko się pośpiesz... - powiedział za nią znużony.

Po chwili usłyszał cichy odgłos swojego telefonu. Nachylił się lekko, po czym sięgnął do kieszeni spodni, spoczywających na jasnych panelach.

Clement
Za pół godziny masz być na treningu, albo wylatujesz z drużyny. 
To nie jest żart.

Humorki...

- Muszę iść - oświadczył, nie odwracając się.
- Co? - szybko pojawiła się przed nim.
- Idę na trening... - westchnął, zażenowany jej pytaniem, sięgając po szaro-granatowe bokserki.
- Nie - zaprotestowała, wytrącając mu z dłoni materiał.
- Śpieszę się... - powiedział pretensjonalnie, patrząc na nią gniewnie. - Później się zobaczymy... - ponownie wziął do ręki bieliznę.
- Później, to znaczy kiedy? - zapytała po chwili, siadając obok niego.
- Jeszcze nie wiem... - odrzekł, zasuwając spodnie, mając nadzieję, że uniknie kolejnych pytań. Bo właściwie sam nie wiedział, czy jakieś 'później' będzie miało kiedykolwiek miejsce.
- Nie możesz zostać jeszcze chwilę? - jej dłoń przeniosła się na jego owłosiony tors, na którym moment później pojawił się ciemny t-shirt.
- Nie - powiedział krótko. Chwycił żółto-niebieską bejsbolówkę, oraz telefon, po czym opuścił pomieszczenie.

Laski..., pomyślał, szybkim krokiem kierując się w stronę szkoły.

~*~

Jeszcze raz przejrzał wszystkie zdjęcia. I nic... Potrafił wyróżnić może trzy, które byłyby coś warte, ale reszta... Nadawała się tylko i wyłącznie do wyrzucenia. A zapowiadało się tak dobrze. I co teraz z tego, że dziewczyna jest ładna, skoro na wszystkich fotografiach wygląda sztucznie? No trudno. W tym mieście najwyraźniej nie ma nikogo odpowiedniego. Trzeba szukać dalej.

Wepchnął zdjęcia do szuflady, po czym energicznie ją zatrzasnął. Musi się przewietrzyć. Wyciągnął wysoko ramiona, w celu rozciągnięcia kręgosłupa, ziewając przy tym. Następnie jednym ruchem umieścił swój zielony iPhone w kieszeni spodni. Przed wyjściem z domu, zdjął jeszcze z wieszaka kurtkę i zarzucił ją sobie na ramiona. Szybko przebiegł schody klatki i w niedługim czasie znalazł się już przed blokiem. Pierwsze, co miał zamiar zrobić, to sięgnąć po papierosa. Nie wahał się więc i czym prędzej włożył dłoń do kieszeni, w celu znalezienia odpowiedniej dawki tytoniu. Kieszeń była jednak pusta. No cóż... Pozostało jeszcze sprawdzenie drugiej. Kiedy zorientował się, że i w tej nic nie ma, energicznym krokiem wrócił do dużego mieszkania. Kilka chwil później stał już pod drzwiami pokoju swojego młodszego brata, Jay'a. Bez momentu zastanowienia otworzył ciemne drzwi.

- Mama cię nie uczyła, że nie wolno kraść? - spytał.
- Tu się puka - odpowiedział Jay, jak gdyby nigdy nic.
- Nie obchodzi mnie to.
- Widzę, że ktoś tu jest wkurzony. Spytał bym co się stało, ale mam to gdzieś. A teraz wyjdź z mojego pokoju.
- Najpierw oddaj to, co moje.
- Albo co? Poskarżysz się rodzicom, że zabrałem ci szlugi? Już to widzę - powiedział lekceważąco. - No chyba nie.
- Rozwydrzony gówniarz - rzucił.
- Twoich skrętów już nie ma - zaśmiał się. - Może i jestem rozwydrzony, ale...

Tego Felipe już nie usłyszał. Był zbyt zajęty zatrzaskiwaniem drzwi do pokoju młodego. Bez komentarza... Teraz już nie ma po co wychodzić na dwór. Dobra... To może poogląda telewizję? Tak. Ten pomysł jest ok. Zszedł schodami do salonu. Było to obszerne pomieszczenie pomalowane na biało czarno, z czerwonymi wstawkami. Pod jedną ze ścian znajdowała się kanapa w idealnym stanie, a naprzeciwko niej wisiał duży plazmowy telewizor. Chłopak chwycił w rękę pilot i już chciał nacisnąć jeden z jego przycisków - ten uruchamiający dekoder, gdy w tym samym momencie usłyszał ciche pukanie do drzwi mieszkania. Rodziców nie ma obecnie w domu, więc do niego należą obowiązki otwierania i ewentualnego zamykania drzwi przed obcymi i... nie obcymi. Wstał więc i podążył w stronę wejścia. Chwycił za mosiężną klamkę i przyciągnął ją do siebie. W progu zobaczył śliczną brunetkę o opalonej cerze i czekoladowych oczach. Dziewczyna wyraźnie ożywiła się na jego widok.

- Hej - powiedziała.
- Hej - uśmiechnął się do niej. - Wejdź.

Brunetka posłusznie wykonała jego polecenie i weszła do wnętrza mieszkania.

- Co tam? - spytała.
- Właśnie miałem zamiar oglądać telewizję. Chcesz obejrzeć jakiś film?
- Wolałabym raczej obejrzeć zdjęcia, które mi zrobiłeś - zarumieniła się delikatnie. - Jak wyszły?
- Zdjęcia? - upewnił się.
- Tak - uniosła kąciki ust.
- Yyy... Świetnie. Są genialne - skłamał. - Chodź do góry, to ci je pokażę.
- Okay - ukazała swój rząd białych zębów.

W ciągu minuty byli już w pokoju Felipe. Charlotte siedziała obok niego na łóżku i kolejno przeglądała wszystkie fotografie.

- I co, podobają ci się? - popatrzył w jej wesołe tęczówki. Ona się zarumieniła i spuściła wzrok. - Coś nie tak?
- Nie. Zdjęcia są fantastyczne - znów spojrzała w jego oczy. - Wszystko w porządku.
- To dobrze - powiedział całkowicie szczerze. - Świetnie mi się z tobą pracowało. Fotki możesz sobie zatrzymać.
- Jasne... Dzięki - zaczęła się do niego przybliżać.

Chwilę później dzieliły ich tylko milimetry. Felipe widząc, że sprawa przybrała dość nieoczekiwany obrót, mimowolnie zaczął się cofać.

- Co się stało? - spytała rozbawiona.
- Mi... Nic, a tobie? - jego ton był odrobinę przerażony.
- Wydawało mi się, że oboje myślimy o tym samym - uśmiechnęła się.
- O tym samym, czyli o czym konkretnie?
- Wiesz... Podobasz mi się. Myślałam, że ja tobie też.
- Ja... - na moment się zaciął. - Nie zrozum mnie źle, ale nie chcę mieć dziewczyny w najbliższym czasie. Oczywiście niczego ci nie brakuje... Jesteś ładna i... i miła.
- Nie rozumiem... - posmutniała trochę.
- Przykro mi... - wyznał. - Być może miałaś co do mnie jakieś plany, ale ja...
- W porządku. Nie tłumacz się więcej. Ogarnęłam.
- Przepraszam, ale ja do niczego się nie...
- Chyba już pójdę - wstała z łóżka i zgarnęła dłonią fotografie.
- Odprowadzę cię - powiedział, po czym przygryzł dolną wargę.
- Nie trzeba. Znam drogę - po tych słowach wyszła z pokoju blondyna.

Dlaczego to zawsze musi tak wyglądać?


~*~

Łagodnie otworzył drzwi, po czym przekroczył ich próg. Następnie cicho je zamknął. Zdjął bluzę i powiesił ją na ramieniu. Delikatnym krokiem skierował się w stronę kuchni. Uśmiechnął się do siebie, widząc długie brązowe fale okalające ramiona dziewczyny. Prawie bezgłośnie zbliżył się do niej.

- Hola - powiedział, szybko dotykając palcami krańców jej talii. Szatynka natychmiastowo odwróciła się, uderzając chłopaka pięścią w wesołą twarz.
- Boże, Abraham - prawie krzyknęła, przerażona, przykładając dłoń do czerwonego policzka, który nie zdawał się już być taki wesoły. - Myślałam, że to Tom...
- Nie musiałaś od razu walić - próbował się zaśmiać, lecz brzmiało to trochę panicznie.
- Przepraszam... - przez chwilę wpatrywała się w jego twarz. - Boli jeszcze? - spytała troskliwie.
- No, es nada - uśmiechnął się. Nagle doszedł go przyjemny zapach z blatu znajdującego się za nią - ¿Qué es? - wskazał głową na rzeczone miejsce.
- Gazpacho - odparła, również zwracając się w danym kierunku. Brunet chwycił w dłoń małą łyżeczkę leżącą obok garnka, szybko zanurzył ją w potrawie, po czym wsadził do ust. - Ej!
- Deliciosa... - ukazał swoje zęby, tak jak zawsze gdy się uśmiechał. Brunetka przygryzła dolną wargę, kręcąc głową z rozbawieniem.
- Te quiero - zaśmiała się.
- Lo sé...

Po chwili usłyszeli trzask drzwi frontowych. Gabriela przewróciła oczami, po czym powróciła do przygotowywania obiadu.

Chłopak pospiesznie skierował się w stronę schodów. Niedługo potem już otwierał białe drzwi pokoju (trzecie na lewo). Nie do końca mógł nazwać go 'swoim', choć było to ładne określenie.

Wchodząc poczuł, że jest mu trochę zimno. Niezgrabnie odrzucił bluzę z ramienia na drewniany fotel, zbliżył się do lekko otwartego okna i zamknął je. Następnie pochwycił gitarę (wraz z pokrowcem), spoczywającą na wypastowanej podłodze, cmoknął ją delikatnie, po czym położył na idealnie wyścielonym łóżku. Przykucnął obok mebla, wyjmując z kieszeni garstkę pieniędzy, która moment później wylądowała na drewnianym futerale. Ocho dólares y cincuenta centavos... Bastante bueno, pomyślał, chowając monety do małego pudełka na oszczędności, które po chwili znów znajdowało się w jednej z szuflad.

Schodząc z powrotem, Abraham usłyszał zdenerwowany głos swojej siostry, sprzeczający się z innym, męskim głosem. I wiedział, że głos ten należy do jego współlokatora, Toma, więc wcale się nie zdziwił.

- Gabi, nie złość się tak - powiedział zawadiacko dziewiętnastolatek.
- Byłam spokojna, dopóki nie zobaczyłam twojej mordy - odparła wrednie, mrużąc oczy.
- Podoba mi się, kiedy używasz wulgaryzmów - Więc zawsze gdy ją widzisz, przebiegło brunetowi przez myśl.
- Hermanita, cuando obiad? - wtrącił, wchodząc do kuchni.
- Za pięć minut, Abri - odpowiedziała obojętnie, ponownie zwracając się w stronę przygotowywanego jedzenia.
- Co dzisiaj? - Tilney zbliżył się do dziewczyny.
- To nie dla ciebie - odepchnęła go mocno, choć tak naprawdę widać było, że nic nie poczuł.
- Nieładnie tak... - jego ręka wylądowała poniżej jej pleców, co najwyraźniej Gabrieli się nie spodobało, gdyż natychmiastowo został przez nią spoliczkowany. Mimo czerwonego śladu, począł śmiać się, co jeszcze bardziej wzburzyło dziewczynę. - Okay, już idę... - uśmiechnięty skierował się w stronę wyjścia z pomieszczenia. - Lepiej uważaj... - rzucił jeszcze cicho do siedemnastolatka, chwilę później znikając z widoku.
- Estúpido... - powiedziała cicho i właściwie sam nie wiedział, czy kierowała to do niego, czy do siebie samej.

~*~

- Lepiej się pospiesz, kicia, jeśli chcesz go odzyskać - powiedziała brunetka.
- Hmm? - przełknęła gryz jabłka. - Nie wiem, o kim mówisz.
- Nie udawaj, Soleil - odezwała się trzecia z nich.
- Nie udaję - popatrzyła na nią poważnie. - Naprawdę nie wiem, o kogo chodzi.
- Nie wiesz? - spytała Alex. - Więc spójrz w tamtą stronę - wskazała głową miejsce, w którym siedzieli chłopacy z drużyny.

I wszystko stało się jasne. Przy stole znajdowali się Martin Juarez, ze swoją dziewczyną Larą, Ethan Cross - skrzydłowy drużyny, Diego Hernandez - biegacz, z dwoma laskami, oprócz tego Gonzales, Samuel, Mathis i oczywiście nie kto inny, jak Clement Galan. W dodatku nie sam, ale z Alicią Perez, z drużyny cheerleader'ek. Nie tylko siedzieli i rozmawiali, ale chłopak ewidentnie z nią flirtował. Co za upokorzenie. Soleil próbowała ukryć swoją wściekłość ( co zresztą wychodziło jej całkiem nieźle), ale w środku aż się gotowała. No, trzeba przyznać, szybko sobie znalazł pocieszenie, nie ma co. Mógłby być bardziej dyskretny. Ale nie... Przecież on zawsze był taki. Chociaż kiedyś jej to nie przeszkadzało. Nie miała nic przeciwko temu, gdy obściskiwał się z nią na szkolnych korytarzach i afiszował wszędzie, gdzie było to tylko możliwe. To takie miłe, czuć, że jest się z kimś, kto się ciebie nie wstydzi, wszędzie cię zabiera i przedstawia wszystkim swoim przyjaciołom. Czuć, że... chwila. Jednak czasem umiał być dyskretny. Zwłaszcza wtedy, gdy zdradzał blondynkę z inną dziewczyną. A ona mu ufała. Co prawda, flirtował czasem z innymi, podczas gdy chodzili ze sobą, ale Soleil nigdy by nawet nie przypuszczała, że brunet mógłby zrobić coś tak okropnego.

Złość w niej wezbrała. W pewnym momencie chłopak zwrócił twarz w jej stronę. Popatrzyła w jego, jak zwykle pewne siebie tęczówki i uśmiechnęła się sztucznie. Życzę szczęścia. Następnie odkręciła głowę w stronę Alex.

- Skąd pomysł, że chcę do niego wrócić? - spytała.
- Ostatnio, kiedy z tobą rozmawiałam - zaczęła Erica. - Wydawało mi się...
- To źle ci się wydawało. Nie chcę mieć już nic wspólnego z tym...
- Może daj mu jeszcze jedną szansę - powiedziała brunetka.
- Szansę na co, Alex? Na zdradzenie mnie po raz kolejny?! Tego się nie wybacza.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. A teraz przepraszam, muszę iść na Science - powiedziała, po czym z torbą, zawieszoną na ramieniu wyszła z jadalni.

Następnym razem zjem na mieście.

Nerwowym krokiem podążała przez korytarz do momentu, w którym znalazła się przy swojej żółtej szafce. Już miała ją otworzyć, gdy nagle zobaczyła obok twarzy czyjąś rękę. Spodziewała się, kto to może być, ale mimo to, zwróciła swoje oczy w jego stronę.

- Znowu ty? - spytała poirytowana. - Czy nie wyraziłam się dość jasno, że nie chcę cię znać?!
- Po co te nerwy, skarbie? - delikatnie muskał opuszkami palców jej twarz.
- Szukasz tu czegoś?!
- Tylko ciebie - odpowiedział spokojnie.
- Odejdź stąd, Clement... - uspokoiła ton.
- Nadal jesteś zazdrosna? - zaśmiał się.
- Ja zazdrosna? - spytała zdziwiona. - Skąd taki pomysł?
- A nie jesteś zazdrosna o Al...
- Nie, nie jestem. Coś jeszcze?

Chłopak przybliżył się do niej. Teraz doskonale mogła poczuć jego perfumy. Te same, co zwykle. Tym razem jednak tak bardzo przez nią znienawidzone. Popatrzyła w jego oczy, pewnym siebie wzrokiem. On założył ręce na jej talię, po czym przyciągnął ją do siebie i wpił się w jej usta. Smakowały malinami. Chciała się oderwać, ale była zbyt słaba. Nie potrafiła zrobić nic... Prawie nic. Po jej policzkach zaczęły spływać liczne łzy. On, czując to odczepił od niej swoje usta i wtulił ją w swój umięśniony tors. Była wściekła. Głównie na siebie. Dlaczego nie mogła nic zrobić?! Dlaczego była tak uległa?! W tym samym momencie przypomniała sobie, co spowodowało, że zerwała z Clementem. Znów odczuła to upokorzenie, tą złość. Znów poczuła się tak, jak kilka miesięcy temu. Z całych sił odepchnęła od siebie bruneta.

- Zostaw mnie! - rzuciła, po czym otarła łzy z oczu.
- Soleil - chwycił jej dłoń. - Proszę, daj mi jeszcze jedną szansę...
- Za późno - wyrwała rękę. - Jesteś świnią! Jak możesz mi to robić?!
- Ja... - zaczął.
- Myślisz, że dla mnie to było łatwe?! Nie, oczywiście, że nie... A teraz wykorzystujesz moją słabość! Jesteś okropny!
- Kocham cię i...
- Nie! Ty nie kochasz nikogo, oprócz siebie, Clement! Nawet nie wiesz, co to miłość! Wykorzystałeś mnie kiedyś, tak samo, jak wykorzystałeś mnie teraz... i chcesz mi wmówić, że to przez miłość? - trochę zeszła z tonu. - Takich rzeczy się nie robi z miłości... Może kiedyś się o tym przekonasz. A teraz mnie zostaw...
- Ale ja cię potrzebuję - powiedział.
- Potrzebujesz mnie tak samo, jak potrzebujesz każdej innej dziewczyny w tej szkole. A ja kiedyś potrzebowałam ciebie bardziej. Mogłeś wtedy o tym myśleć, a nie bawić się w zdradzanie. Teraz jest już za późno - wyjęła z szafki książkę, po czym udała się w stronę sali.

Po drodze usłyszała jeszcze za plecami uderzenie pięścią w metal i odgłos kroków w przeciwnym do niej kierunku.


~*~

Nie pukając, otworzył czarne drzwi. Krok później znalazł się w ciemnym pokoju. Żaluzje były zasłonięte, przez co światło nie miało jakim sposobem dostać się do środka. Pomieszczenie nie było wielkie. Na podłodze leżały szczątki porozrzucanych gazet, szafa była otwarta i wysypywały się z niej tony ubrań. Po lewej stronie wnętrza, znajdowało się łóżko ze śpiącą na nim dziewczyną. Miała na sobie wczorajszy strój i potargane włosy. Wszystko to sprawiało wrażenie przytłaczającego nieporządku. Nie zważając jednak na nic, brunet podszedł do dziewczyny.

- Pierwszy tydzień, a ty już opuszczasz - zaśmiał się, ta otworzyła oczy. - Co się stało?
- Wystraszyłeś mnie... - powiedziała, prawie bez emocji.
- Jesteś chora? - wnikał.
- Nie...
- Masz doła? - przykucnął obok niej.
- Chyba... Chcesz się napić? - wskazała dłonią na wódkę, leżącą w dolnej części łóżka, tuż pod jej stopami.
- Nie - przez chwilę się nad czymś zastanowił. - Piłaś?
- Nie... Kupiłam ją dzisiaj rano, ale... Sama nie wiem.
- Wstawałaś dzisiaj z łóżka?
- Obudziłam się o czwartej i... poszłam do sklepu po jakiś trunek - ziewnęła.
- Przecież nie pijesz - zmarszczył brwi.
- Zabraniasz mi?
- Oczywiście, że nie... Sama tak kiedyś mówiłaś.
- Mogę robić, co mi się podoba.
- Mówię tylko - w tym momencie dziewczyna chwyciła wódkę do ręki, po czym ją odkręciła. - Zostaw to, Naty...
- Dlaczego? - przystawiła nos do butelki.
- Czujesz to? Nie obrzydza cię ten zapach?
- Nie - powiedziała, choć w rzeczywistości było całkiem odwrotnie. Z sekundy na sekundę coraz bardziej kręciło jej się w głowie.

Brunet wyjął butelkę z bezwładnej ręki dziewczyny, po czym ją zakręcił i położył na podłodze.

- Oddaj mi to...
- Nie, później.

Głowa brunetki znów opadła na materac, razem z resztą ciała.

- Przepraszam, masz rację... - powiedziała. - To obrzydliwe.
- Zapomnij...
- Moja matka cię nie zauważyła? - zmieniła temat, ale jej ton nadal nie był przesiąknięty niczym.
- Nie. Chyba rozmawiała przez telefon.
- Coś jesz...
- Nie. Tylko tyle - cicho odkaszlnął. - Nie było cię dzisiaj w szkole.
- Masz rację, nie było mnie...

Na kilka sekund zapadła cisza. Dziewczyna wydawała się być głęboko pogrążona we własnych myślach. On natomiast przez moment zastanowił się nad tym samym... nad jej myślami. Chciał wiedzieć, czemu jest taka smutna, dlaczego cały dzień nie opuszczała łóżka. Ale nie mógł...

- Dziś po szkole dałem w ryj Whellerowi - postanowił przerwać ciszę.

Źrenice Vidal odrobinę się powiększyły.

- Dlaczego? - spytała.
- Wkurzył mnie. To dłuższa historia.
- Jest w szpitalu?
- Mało mnie to obchodzi - wyznał, ona nie odpowiedziała. - Nie powiesz mi, że jestem brutalny?
- Brutalny?
- Tak... Zawsze mi to mówisz.
- W takim razie jesteś brutalny... i do tego bezwzględny.
- Naprawdę tak uważasz?
- Oczywiście, że tak...
- Trudno. Jakoś przeżyję.
- Przeżyję... - powtórzyła cicho.

On zmarszczył brwi.

- Wszystko dobrze? - spytał.

Pytanie nie doczekało się jednak odpowiedzi. Nie powtórzył go po raz drugi. Nie chciał. Może się bał...

- Chcesz się przejechać?
- Przejechać?
- Tak, na motocyklu.
- Nie - powiedziała.

Chłopak czekał jeszcze kilka sekund na słowa wyjaśnienia, ale takowe nie nadeszły. Dlatego też sam postanowił o nie spytać.

- Dlaczego?
- Nie mam ochoty.
- Nie masz...
- Nie chcę - przerwała mu. - Czy tak trudno ci to zrozumieć? - jej słowa nie były miłe, ale wypowiadała je prawie na jednym tonie, powoli.

Maxi przygryzł dolną wargę. Normalnie, w tym momencie rozpoczęłaby się burzliwa dyskusja między nimi. Tym jednak razem wiedział, że nie powinien się odzywać. To mogłoby tylko wszystko pogorszyć. Siedział więc cicho.

Kilka sekund później drzwi od pokoju ponownie się otwarły. Weszła przez nie mocno zestresowana Camila. Od razu podbiegła do Naty, zupełnie nie zwracając uwagi na bruneta.

- Wszystko w porządku, kochana? - spytała. - Jak się czujesz?
- Skąd wiedziałaś?
- Intuicja - wytłumaczyła. - Nie było cię w szkole, nie odbierałaś telefonu. Połączyłam fakty...

Oczy brunetki zabłysły.

- Brałaś jakieś środki nasenne? - kontynuowała ruda. - Miałaś koszmary?
- Mhm... - opuściła powieki.
- Nie martw się... - spojrzała na nią ze szczerym współczuciem, po czym pogładziła ją po włosach. - Wszystko już dobrze...

Maxi przyglądał się całemu zdarzeniu z ogromnym zdziwieniem. Chwilę później jego spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Camili. Ta od razu się zaczerwieniła. Popatrzyła jednak na niego i na butelkę obok.

- Przyniosłeś jej wódkę? - spytała ostro zaskoczona.
- Nie. To ona ją kupiła, rano - wyjaśnił.
- Naty nie pije - powiedziała, nieprzekonana jego wersją.
- Mnie też to zdziwiło - wyznał. - Chyba już pójdę.

Wstał z podłogi. Następnie pochylił się nad brunetką i pocałował ją w policzek. Nigdy wcześniej tego nie robił, ale tym razem czuł taką potrzebę. Ona nie otworzyła oczu, ale znalazła jego dłoń i uścisnęła ją najmocniej, jak tylko w tamtej chwili potrafiła.

- Do zobaczenia, Naty - powiedział. - Na razie, Camila.

Po tych słowach opuścił dom dziewczyny.

~~*~~

xPainter:
Chapter 3 jest :) Wracamy po długiej przerwie xD Ten czas przyniósł nam dużo przemyśleń i stwierdziłyśmy, że nasz zapał nie opadł, a wręcz się powiększył ;) Zrobiłyśmy sobie zapasy i teraz rozdziały będą się pojawiać regularnie w co drugą niedzielę :) Mamy nadzieję, że nadal będziecie czytać i wiernie wyczekiwać :) Historię mamy już opracowaną od początku do końca, więc chyba szkoda by było teraz rezygnować ;) A więc, nawet na to nie liczcie xD Zapraszam wszystkich do komentowania i obserwowania :) To dla nas bardzo ważne, ponieważ napędza naszą pracę :*
Pozdrawiam, xPainter :*


warrior.:
Witam was pod kolejnym rozdziałem! Dawno się nie widzieliśmy, co? xD Ale nie zapomniałyśmy o was i mamy nadzieję, że wy też o nas pamiętacie ^^ Przez tę krótka przerwę zdałam sobie sprawę z tego, że ten blog stał się bardzo ważną częścią mojego życia ^^ Ale nie chcę się tu rozwodzić, więc powiem tylko, że nie opuszczę was więcej! <3 Liczę, że rozdział się podoba ^^
Do następnego :*, warrior, x3

6 komentarzy:

  1. Ja wrócę, ja wrócę!
    W ogóle, jak ja nie mogłam zobaczyć, że jest nowy rozdzialik?
    I od razu, dzień staje się lepszy!

    [estar-a-mi-lado]
    [naprawmy-nasze-serca]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witajcie, Słoneczka, Cukiereczki, Aniołki, Dziewczynki!

      Nawet nie wiecie, jak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam, że dodałyście rozdział. Bardzo, ale to bardzo na niego czekałam. To było jak czekanie na deszcz, w czasie suszy. Ale się opłacało. Tak wam powiem szczerze, że wasze opowiadanie z tych Violettowych jest tym, do którego wracam zawsze z wielką radością i uwielbiam je czytać. Zapewne jest spowodowane tym, że uwielbiam, gdy coś nie jest cukierkowe, a jedrożce nie skaczą z tęczy na tęczę xD i Ta tajemniczość! Cholera nawet nie wiecie, jak mnie zżera ciekawość, jakie tutaj będą pary, a tym razem nie wiem, kompletnie nic. Nie ukrywam, że byłabym w siódmym niebie, gdyby było tu moje kochane Lemi, ale to jest wasze opowiadanie, a ja bez względu na parę będę je czytała.
      Trochę mi smutno, że macie malutko komentarzy. Nie, nie to nie hejt, Po prostu uważam, że zasługujecie na o wiele więcej. Wybaczcie, że nie wypowiem się w kwesti tego, jakie blogi mają największą sławę. Pomińmy ten wątek, dobrze? Ja mam tylko malutką prośbę do Was, nie zniechęcajcie się ilością komentarzy itd. Jeśli naprawdę kochacie pisać to piszcie bez względu na wszystko, dobrze?
      A teraz rozdzialik.
      Jeśli dobrze zrozumiałam, to Tata Naty zdradza jej mamę, tak? Taka wiadomość dla dziecka nie jest łatwa. Zwłaszcza, kiedy wcześniej myślało się, że żyje w szczęśliwej radosnej rodzince. A tata był tak zakochany w mamie. A tu jednak taka niespodzianka... Mam nadzieję, że jeśli dobrze zrozumiałam, to Naty komuś się z tego wyżali i nie będzie dusiła tego w sobie. Alkohol, niestety nie rozwiąże wszystkich problemów, może tylko na chwilę. Naty nie jest sama. Ma Cami. Ma Maxiego. i Jestem pewna, że jej nie zostawią.

      W jednej kwestii mam malutki problem, tym, który tak baraszkował z panną w łóżku był ten idiota Calemnt, tak? Skoro taki zapatrzony w siebie i pewny, to chyba on. Mam nadzieję, że Solei to niego niewróci, on na nią nie zasługuje. I trudno mi uwierzyć, że naprawdę ją kocha, gdyby ją kochał, to by o nią walczył, a nie co chwilę miał inną dziewczynę.
      Chociaż Diego też widzę, zmienia, co chwile swoje trofea, ale może akurat on ukrywa to jaki naprawdę jest? Ah ci mężczyźni same z nimi problemy.

      Gabriela też nie ma łatwo, ale ją uwielbiam. Ten jej silny charakter, zuch dziewczynka!
      Zaimponował mi Felipe, że nie dał się i powiedział wprost tej dziewczynie, że nic z tego nie będzie. Gdyby Clement taki był...
      Może odpowiednią modelką dla Felipe okaże się własnie nasza Natalka?

      I tak na koniec. Będzie moje Lemi, czy nie?:D

      Pozdrawiam Was cieplutko i czekam na kolejny <3
      Ps. Któraś kiedyś się mnie pytała o kontakt do mnie. Mam jedynie pocztę, Jeśli nadal chce to duet.dynamiczny@gmail.com

      :*

      Usuń
  2. Świetny rozdział :* A więc zapraszalyscie i jestem :* Lubię prosty styl pisania , taki jak u Was , żadnych niedociągnięć, wszystko jest 👌 perfekcyjnie dopracowane :) Muszę oczywiście nadrobić rozdziały, ale nawet teraz bardzo mi się podoba ! :) Fajnie , ze poszlyscie za wykres z tym blogiem , ponieważ to nie jest typowo Violettowy Blog , w którym jest pełno sytuacji jakie wydarzyło się w niej :* No więc cudo , czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Oo podoba mi się ;)
    Pierwszy raz tu jestem. Musze nadrobić zaległości. Zapraszam także do mnie. :)

    OdpowiedzUsuń